Białystok. Zakończył się proces odwoławczy ws. uprowadzenia żony i córki

0
58

Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku zakończył się w piątek proces odwoławczy mężczyzny nieprawomocnie skazanego na trzy lata więzienia za bezprawne pozbawienie wolności żony i córki

Obrona chce uniewinnienia, prokuratura i pozostałe strony – utrzymania wyroku.

Orzeczenie sądu odwoławczego na być ogłoszone za dwa tygodnie.

Do uprowadzenia, którego okolicznościami zajmuje się sąd odwoławczy, doszło 7 marca 2019 roku na jednym z białostockich osiedli. Dwaj sprawcy wepchnęli kobietę i jej wówczas 3-letnią córkę Amelię do samochodu i odjechali. Kilkaset metrów dalej porzucili ciemnoniebieskiego citroena, którym uciekali i przesiedli się do kolejnego auta, opla astry. Oba samochody pochodziły z wypożyczalni.

Sprawa była głośna w całym kraju. Jeszcze tego samego dnia po południu, w związku z zaginięciem dziecka, został ogłoszony tzw. Child Alert, opublikowany był też wizerunek matki dziecka, a dzień później zdjęcia męża porwanej kobiety – ojca dziecka. Małżonkowie nie mieszkali ze sobą, ale formalnie nie byli po rozwodzie. Mężczyzna pracował i mieszkał w Niemczech, jego żona i córka – pod Białymstokiem.

Akcja poszukiwawcza trwała ponad dobę. 8 marca 2019 roku po południu między porywaczami doszło do kłótni; w okolicach Ostrołęki wspólnik, a wraz z nim kobieta i dziecko, wysiedli z auta. Matkę i córkę zabrał z drogi przypadkowy kierowca i przekazał je policji; ojciec dziewczynki i jego wspólnik zostali zatrzymani.

 

Pierwszemu z nich prokuratura postawiła zarzut bezprawnego pozbawienia wolności żony i córki oraz drugi, związany z zainstalowaniem w samochodzie kobiety nadajnika GPS, pozwalającego na lokalizację położenia auta.

Oskarżony od początku do zarzutów nie przyznaje się, ale Sąd Rejonowy w Białymstoku orzekł, że jest winny. Za nielegalne zamontowanie nadajnika GPS wymierzył karę roku, za bezprawne pozbawienie wolności żony i córki – 2,5 roku więzienia. Łączny nieprawomocny wyrok, to trzy lata więzienia, do tego zakaz kontaktowania się bezpośredniego i poprzez telefon czy internet oraz zakaz zbliżania się do pokrzywdzonych (na bliżej niż 50 metrów) na okres 10 lat (zakazy nie dotyczą jedynie spraw sądowych). Sąd zasądził także na rzecz kobiety i dziecka po 10 tys. zł nawiązki.

Prokuratura wnioskowała o 2,5 roku więzienia i apelacji nie złożyła. Zrobił to jednak sam oskarżony i jego obrońca, którzy w pierwszej instancji chcieli uniewinnienia. W ocenie obrony, nie można w tej sprawie mówić o bezprawnym pozbawieniu wolności dziecka, bo mężczyzna miał pełnię władzy rodzicielskiej.

Obrońca Jakub Radlmacher mówił w mowie końcowej, że żona oskarżonego – bez uzgodnienia z nim – wyjechała z dzieckiem z Niemiec do Polski i nie miał on „prawnej możliwości oddziaływania” na nią. Mówił, że zamiarem od początku było odebranie dziecka i zabranie go do Niemiec, by tam uzyskać ochronę prawną. „Oczywiście wykonanie tego, sposób działania były – w mojej ocenie bezprawne – natomiast nie można mówić tu o pozbawieniu wolności małoletniej” – dodał.

W przypadku żony – jak mówił adwokat – w ogóle nie doszło do takiego przestępstwa. W jego ocenie tamtej sytuacji, kobieta była bowiem w samochodzie z własnej woli i mogła z niego wysiąść, choć jej motywacją do pozostania było to, że nie chciała pozwolić, by mąż zabrał córkę i wyjechał z nią. Mec. Radlmacher mówił też, że cała zdarzenie „nabrało takich kolosalnych, bardzo emocjonalnych wymiarów”, bo został uruchomiony Child Alert, sprawą bardzo interesowały się media i był to temat bardzo nośny. Mówił, że była to jednak „powierzchowna ocena”.

„Nikt tak naprawdę nie badał w sposób pogłębiony motywacji zachowania oskarżonego. Nie było to brutalne porwanie, z pobudek zasługujących na szczególne potępienie. Motywacją było działanie w celu odzyskania córki (…). Prasa i opinia publiczna wydaje wyroki bardzo szybko, a wyroki ferowane przez sąd powinny być wyważone i badające wszystkie przesłanki, a w szczególności pobudki i motywację sprawcy” – podkreślał. Ocenił też jako „drakoński” środek karny w postaci 10-letniego zakazu kontaktów z dzieckiem. „Dziecko ma prawo do obojga rodziców” – mówił.

Prokuratura i pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej (żony oskarżonego) chcą utrzymania wyroku skazującego. W sprawie ustanowiony też został – przez sąd rodzinny – kurator córki oskarżonego, w związku z tym, że dziewczynka ma w sprawie status pokrzywdzonego. Reprezentująca nieletnią jako kurator mec. Katarzyna Okła-Dzienis mówiła, że nawet u osoby dorosłej takie wydarzenie wywołałoby „traumę, szok i zachwianie stabilizacji emocjonalnej”.

„Ten dramat małoletniej, w jej głowie, będzie rozgrywał się jeszcze przez szereg lat. Ojciec, który powinien stać na straży stabilizacji emocjonalnej, powinien być przykładem, dopuszcza się takiego czynu, który całkowicie burzy podstawę rodzicielstwa (…) Tu ojciec zrobił dramat własnemu dziecku” – powiedziała. Ona również chce utrzymania kary.

Wspólnik oskarżonego pod koniec 2019 roku przyznał się i poddał karze roku więzienia; w tej sprawie miał status świadka. (PAP)